Biel.
Rzekłbyś: delikatna, niewinna, czysta. Jednak kryje w sobie tajemnicę, głębszą
niż jakikolwiek inny sekret. Tajemnicę, której nikt nie chce zdradzić.
Srebro.
Mieni się, rozpływa, czaruje. Nie pozwala oderwać od siebie wzroku, przyciąga,
magnetyzuje... Co dzień na nowo.
Złoto.
Jego blask bywa tak przytłaczający, że nieraz gubi swój subtelny urok, który
bogaci kochają ponad wszystko.
Nie
wiesz jeszcze, co to za barwy, prawda? Brakiem serca byłoby nie uchylić ci rąbka
tej tajemnicy. Owe trzy szlachetne kolory znajdziesz na herbie Éan Dubh,
kraju Czarnego Łabędzia. Ptaszysko, wbrew nazwie, ma śnieżnobiałe pióra i
wygina wdzięcznie swoją szyję, stojąc na srebrnym polu. Jego małą głowę zdobi
złocista korona, zawsze malowana lśniącą w słonecznych promieniach farbą –
nigdy, przenigdy zwykłym, żółtym barwnikiem.
Ale
na tym nie kończy się symbolika trzech magicznych barw. Wyobraź sobie wielką
salę, której sklepienie zdaje się sięgać nieba. Gładkie, kamienne ściany,
marmurową podłogę, mnóstwo miejsca do tańca i stoliki pełne napitku – jednym
słowem, idealną lokalizację na bal.
Na
wprost ciebie stoją trzy dziewczynki, siostry, lecz każda jest innej postury,
karnacji, innego wzrostu i wejrzenia. Mają na sobie granatowe sukienki z
delikatnego materiału, spływające po ich szczupłych ciałach do samej ziemi.
Czoło każdej z nich zdobi drobniutki diadem, misternie przybrany kamieniem
szlachetnym w centralnej części.
Pierwsza
z dziewcząt, najwyższa, ma włosy tak jasne, że ktoś mógłby nazwać ją albinoską.
Jednak jej skóra posiada ciepłą, prawie brązową barwę, a duże, okrągłe oczy
lśnią ciemnym błękitem. Na szczupłej
twarzyczce zaznaczają się zadarty nos i wąskie usta, wygięte w leciutkim
uśmiechu. Atłas, w który jest ubrana, opływa szczupłe ciało i zlewa się z błękitnymi
pantofelkami.
Druga,
stojąca pośrodku, wygląda jak panienka ze starożytnych legend. Ma włosy w
odcieniu srebra, jeszcze jaśniejsze niż poprzednia. Są nakryte granatowym diademikiem, a oczy, na
wpół przymknięte, zdają się być pozbawione blasku. Ich brązowy odcień przepełniony jest nie smutkiem, nie
przygnębieniem, a raczej rozgoryczeniem i dziwną żądzą. Cera dziewczynki jest
niemal dosłownie porcelanowa, nieskalana, lecz tkwi w niej jakaś nienaturalność.
Trzecia
z nich wygląda na najmłodszą. Ma złote, puszyste i gęste kosmyki włosów,
spoczywające na delikatnych ramionach. Oczy ma dokładnie takie jak najwyższa z
sióstr, w pięknym odcieniu indygo, przepełnione wolą życia i radością. Jej
dłonie nie mogą spoczywać w spokoju, wciąż poruszają się wzdłuż ciała,
dotykając delikatnego materiału sukienki.
Lay,
Lie i Lain. Trzy księżniczki Éan Dubh czekały na matkę, która wezwała je, by
dokonać oględzin tuż przed wielkim balem. Dlatego wszystkie miały czyste
paznokcie, przypudrowane policzki, szykowne suknie.
-
Lay? – zagadnęła nagle najmłodsza z dziewcząt, unosząc twarzyczkę w stronę
siostry.
-
Cicho! – Lay mrugnęła znacząco do małej. – Udowodnij dziś królowej matce, że
dorosłaś.
-
Lay, kiedy będziemy śpiewać? – drążyła dziewczynka, zupełnie nie zważając na
słowa jasnowłosej.
-
Lain, kochanie – rzekła tamta ze znudzeniem. – Ja nie mam niestety talentu w wątku
śpiewu, wiesz o tym doskonale. Jednak wykaż się czasem cierpliwością, uspokój
tego wewnętrznego, szalejącego w tobie biesa. Wyglądasz jak mała anielica,
zachowuj się tak!
-
Możecie wreszcie przestać truć?! – Podenerwowanie środkowej siostry, Lie,
sięgnęło zenitu, o czym świadczył grymas na jej nieskazitelnej dotąd twarzy. –
Nie znoszę tej waszej ignorancji, nie dziwię się, że to mnie matka chce
pierwszą wydać za mąż.
-
Słusznie. – Mała blondyneczka zadarła głowę i wlepiła wzrok w bladą twarz
krewnej. – Tylko ty nadajesz się do rządzenia tymi wszystkimi obrzydliwymi,
grubymi mężczyznami, którzy pretendują do tronu naszego państwa!
Najstarsza
z sióstr roześmiała się perliście, jednak Lie wykrzywiła twarz w kolejnym akcie
niezadowolenia.
Żadna
z nich nie zdawała sobie sprawy, że całkiem niedaleko siedzi świeżo koronowany
cesarz sąsiedniej Ostii, Juan, przysłuchując się rozmowie sióstr. Jeszcze
szczupły mieścił się za okrągłym stolikiem, jeszcze umięśniony - z czasów
wojskowych, jeszcze z błyskiem w brązowych oczach. Dłonie miał założone na
trzęsącej się od śmiechu piersi okrytej pomarańczowym futrem. Przeniósł wzrok
na spoczywającą na ławie obok matkę trójki dziewcząt i uśmiechnął się jeszcze
szerzej, sięgając za pełen wina kielich.
-
Jak na imię tej małej blondyneczce? – zainteresował się. – Wypijmy za nią!
-
Ona? Ma na imię Lain – odparła kobieta zdawkowo, spoglądając tylko jak cesarz
łapczywie spija wino. – To takie roztrzepane dziecko, zupełnie sobie z nią nie
radzę! Nie rozumiem, po kim ma te geny. Przecież mój mąż, niechaj spoczywa w
pokoju, spokojnym lwem był. Nie szalał, nie pił, kochanek z zasady nie miał…
-
Pani moja! – Oczy cesarza błysnęły jeszcze jaśniej. – Ta dziewczynka jest mała,
a jaka rezolutna! Będzie idealną księżniczką na moim dworze.
-
Co też opowiadacie, panie? – Królowa nie była pewna, czy rozumie.
-
Mam jednego jedynego syna, ale jeśli się nie pogniewasz, pani, z chęcią oddam
go w ramiona tej uroczej blondyneczki.
-
Blondyneczki… – powtórzyła kobieta, jakby z niedowierzaniem, że tym małym
bachorkiem można się w jakikolwiek sposób zachwycać. Jednak stwierdziła, że tak
doskonała okazja może się już nigdy nie zdarzyć. – Jeśli tylko taka wasza wola,
cesarzu!
-
Kiedy tylko Jofrey dorośnie, będzie zachwycony wyborem – stwierdził cesarz z
pewnością, dopijając ostatni łyk trunku.
A
Przeznaczenie, dryfując spokojnie pomiędzy służbą układającą kryształową
zastawę przy stole, zmarszczyło czoło i przez dłuższy moment zastanawiało się,
dlaczego ludzie tak bardzo lubią zmieniać ścieżki jego bliskiego krewnego,
Losu.
*
To tylko od Waszej domyślności zależy,
czy zrozumiecie przesłanie ^^ Ale nie przejmujcie się. Wkrótce wszystko zacznie
składać się „do kupy”, że tak kolokwialnie wymamrotam sobie pod noskiem w ten
deszczowy dzień. Co prawda sprawdzałam ten tekst, ale błędów, znając życie, nie
uniknęłam…
No i podoba mi się to, co mnie dość dziwi. Ale wena jest coraz silniejsza – nawet nie wiecie, jakie to cudowne uczucie, siedzieć sobie spokojnie przy laptopie, stukać w klawiaturę i wdychać rozkosznie rześkie powietrze nocy, delektując się posmakiem wakacji…
No i podoba mi się to, co mnie dość dziwi. Ale wena jest coraz silniejsza – nawet nie wiecie, jakie to cudowne uczucie, siedzieć sobie spokojnie przy laptopie, stukać w klawiaturę i wdychać rozkosznie rześkie powietrze nocy, delektując się posmakiem wakacji…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz