Dworek na wzgórzu był właściwym centrum wsi, a przy tym chyba jedynym
schludnym i przytulnym miejscem, w którym każdy mógł liczyć na kawałek chleba i
ciepły kąt. Rodzina szlachecka miała bardzo dobre serca – dziwiło to co prawda
wszystkich wokół, ale cóż mogli poradzić na to, że stereotyp pozbawionych serca
magnatów nijak pasował do tych sympatycznych ludzi?
Parę dni temu spadł śnieg.
Kilkuletni chłopiec o ciemnych, rozczochranych włosach biegał po ogrodzie,
brodząc po kolana w śniegu. Rozglądał się wokół swoimi dużymi, uroczo mądrymi oczami,
których kolor przypominał dojrzałe kasztany. W ręku dzierżył drewniany mieczyk,
a gruby płaszcz z wełny, okrywający jego tułów, był nieco zabrudzony ziemią i
zielony od trawy – przeżył naprawdę dużo, lecz nie miał zamiaru się zużyć.
Uśmiech nie schodził z twarzy dziecka, a towarzysząca mu dziewczynka wyglądała
na równie zadowoloną. Biegła ramię w ramię przy chłopcu, a pokręcone, rude fale
włosów podskakiwały za nią, gdy z samozadowoleniem pokonywała małe przeszkody w
postaci wyciętych pni czy większych kamieni, przykrytych śniegiem i pozornie
niewidocznych.
- Hej, Rey! Czekaj! — zapiszczała dziewczynka, zatrzymując się, cała
zdyszana.
Wsparła się dłońmi o kolana i, głośno oddychając, roześmiała serdecznie.
Chłopiec stanął w miejscu i odwrócił się, mierząc rudowłosą wyzywającym
spojrzeniem. Podparł się pod boki i wystawił język.
- Rosa, co z twoją kondycją? Biegniemy dopiero ósme kółko! — rzekł
przekornie, mrużąc jedno oko. Dziewczynka prychnęła.
- Nie obchodzi mnie, co sądzisz na temat mojej kondycji! — sprzeciwiła się
z mimo wszystko przyjacielskim wyrazem twarzy. — Zrobiło się zimno. Wracajmy do
domu!
- Nie bądź cienias!
- Jestem dziewczynką! Mam swoje potrzeby! – oburzyła się. – Chociaż… — Zawiesiła
na moment głos, spuszczając wzrok. — Jestem tylko wiejskim maluchem, który ma
ci pomagać wiązać buty.
- Przecież kozaków się nie wiąże — rzekł Reynevan, nie mając ochoty
kontynuować drażliwego tematu.
- Rey, no… przecież… wiesz, co mam na myśli. Jestem sierotą, która trafiła
do twojego domu tylko przez zmiłowanie dobrych ludzi. Ty decydujesz, w co mamy
się bawić, ty…
- Rosa — powiedział chłopiec poważnie, robiąc kilka kroków w stronę
przyjaciółki. — Nie obchodzi mnie to czy jesteś chłopką, czy może księżniczką.
W ogóle jak będę duży to na pewno nie ożenię się z jakąś… jak to się mówi…
zmarynowaną? Zmanierowaną… tak, chyba tak. Z jakąś zmanierowaną magnatką.
Zostanę żołnierzem i spotkam całą masę kobiet, które mogłyby zawrócić w głowie,
ale na pewno nie będą umiały kochać tak jak proste dziewczęta — dodał z
inteligentnym wyrazem twarzy, uśmiechając się dumnie ze swojej „elokwencji”. —
No i gotować pewnie też nie.
Rudowłosa wybuchnęła śmiechem, widząc pewnego rodzaju zakłopotanie na
twarzy kompana. Poklepała go po ramieniu i skinęła głową w stronę domu,
pocierając różowe od zimna policzki.
- Skoro tak mówisz, wracajmy.
Reynevan wzruszył ramionami, zagryzając wargę. Chciał jeszcze coś dodać,
ale zrezygnował i, w zamyśleniu powłócząc nogami, po prostu poszedł w stronę do
domu. Rosa podreptała za nim, zastanawiając się, jakim cudem dwóch szlachciców
może się tak skrajnie różnić. Mały Rey był dla niej taki miły, a przy tym
zabawny i pełen energii. A jego odrobinę tylko starszy kuzyn… Dziewczynka aż
się wzdrygnęła. Podczas ich spotkania zachowywał się, jakby była zwykłą
przeszkodą do kopnięcia, zbędnym gratem lub czymś podobnym.
- Rey, no… — jęknęła, czując ból w nogach. — Czekaj!
Kilkanaście metrów dalej, na skrytej między drzewami ławeczce, siedziało
dwoje pięknie ubranych ludzi w średnim wieku. Kobieta miała jasne, lekko
kręcone włosy i orzechowe oczy o przyjaznym wejrzeniu. Jej twarz była
nadzwyczaj piękna: lekko poorana zmarszczkami, lecz pozbawiona smutku i
zgorzknienia. Mężczyzna zaś był postawny, o posturze prawdziwego wojownika.
Krótka, lecz głęboka blizna rozcinała jego wargę i sprawiała, że uśmiech –
niegdyś na pewno czarujący – był teraz dziwnie skrzywiony.
Bez wątpienia było to małżeństwo, bez wątpienia również rodzice małego Reya.
Chłopiec niejeden raz słyszał, że ma oczy po mamie i włosy taty, a charakter ich
obojga.
- Czy tylko mi się wydaje, czy naprawdę coś z tego będzie? — zagadnął ojciec
Reynevana, obejmując żonę ramieniem. Tamta tylko z uśmiechem skinęła głową,
przenosząc ciepły wzrok na męża.
- Jestem tego niemal pewna.
*
Amen. Rozdział jest w trakcie tworzenia, a stwierdziłam, że dwie strony nie są satysfakcjonujące. Miałam akurat pomysł na takie „coś” – i myślę sobie, że ów pomysł nie był zły. Może teraz częściej będę dodawać Zakątki(…), bo bohaterów się namnożyło, a każdy przecież ma jakąś historię ;)
Amen. Rozdział jest w trakcie tworzenia, a stwierdziłam, że dwie strony nie są satysfakcjonujące. Miałam akurat pomysł na takie „coś” – i myślę sobie, że ów pomysł nie był zły. Może teraz częściej będę dodawać Zakątki(…), bo bohaterów się namnożyło, a każdy przecież ma jakąś historię ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz