sobota, 19 maja 2012

W zakątkach pamięci... [3]


Dworek na wzgórzu był właściwym centrum wsi, a przy tym chyba jedynym schludnym i przytulnym miejscem, w którym każdy mógł liczyć na kawałek chleba i ciepły kąt. Rodzina szlachecka miała bardzo dobre serca – dziwiło to co prawda wszystkich wokół, ale cóż mogli poradzić na to, że stereotyp pozbawionych serca magnatów nijak pasował do tych sympatycznych ludzi?
Parę dni temu spadł śnieg.
Kilkuletni chłopiec o ciemnych, rozczochranych włosach biegał po ogrodzie, brodząc po kolana w śniegu. Rozglądał się wokół swoimi dużymi, uroczo mądrymi oczami, których kolor przypominał dojrzałe kasztany. W ręku dzierżył drewniany mieczyk, a gruby płaszcz z wełny, okrywający jego tułów, był nieco zabrudzony ziemią i zielony od trawy – przeżył naprawdę dużo, lecz nie miał zamiaru się zużyć. Uśmiech nie schodził z twarzy dziecka, a towarzysząca mu dziewczynka wyglądała na równie zadowoloną. Biegła ramię w ramię przy chłopcu, a pokręcone, rude fale włosów podskakiwały za nią, gdy z samozadowoleniem pokonywała małe przeszkody w postaci wyciętych pni czy większych kamieni, przykrytych śniegiem i pozornie niewidocznych.
- Hej, Rey! Czekaj! — zapiszczała dziewczynka, zatrzymując się, cała zdyszana.
Wsparła się dłońmi o kolana i, głośno oddychając, roześmiała serdecznie. Chłopiec stanął w miejscu i odwrócił się, mierząc rudowłosą wyzywającym spojrzeniem. Podparł się pod boki i wystawił język.
- Rosa, co z twoją kondycją? Biegniemy dopiero ósme kółko! — rzekł przekornie, mrużąc jedno oko. Dziewczynka prychnęła.
- Nie obchodzi mnie, co sądzisz na temat mojej kondycji! — sprzeciwiła się z mimo wszystko przyjacielskim wyrazem twarzy. — Zrobiło się zimno. Wracajmy do domu!
- Nie bądź cienias!
- Jestem dziewczynką! Mam swoje potrzeby! – oburzyła się. – Chociaż… — Zawiesiła na moment głos, spuszczając wzrok. — Jestem tylko wiejskim maluchem, który ma ci pomagać wiązać buty.
- Przecież kozaków się nie wiąże — rzekł Reynevan, nie mając ochoty kontynuować drażliwego tematu.
- Rey, no… przecież… wiesz, co mam na myśli. Jestem sierotą, która trafiła do twojego domu tylko przez zmiłowanie dobrych ludzi. Ty decydujesz, w co mamy się bawić, ty…
- Rosa — powiedział chłopiec poważnie, robiąc kilka kroków  w stronę przyjaciółki. — Nie obchodzi mnie to czy jesteś chłopką, czy może księżniczką. W ogóle jak będę duży to na pewno nie ożenię się z jakąś… jak to się mówi… zmarynowaną? Zmanierowaną… tak, chyba tak. Z jakąś zmanierowaną magnatką. Zostanę żołnierzem i spotkam całą masę kobiet, które mogłyby zawrócić w głowie, ale na pewno nie będą umiały kochać tak jak proste dziewczęta — dodał z inteligentnym wyrazem twarzy, uśmiechając się dumnie ze swojej „elokwencji”. — No i gotować pewnie też nie.
Rudowłosa wybuchnęła śmiechem, widząc pewnego rodzaju zakłopotanie na twarzy kompana. Poklepała go po ramieniu i skinęła głową w stronę domu, pocierając różowe od zimna policzki.
- Skoro tak mówisz, wracajmy.
Reynevan wzruszył ramionami, zagryzając wargę. Chciał jeszcze coś dodać, ale zrezygnował i, w zamyśleniu powłócząc nogami, po prostu poszedł w stronę do domu. Rosa podreptała za nim, zastanawiając się, jakim cudem dwóch szlachciców może się tak skrajnie różnić. Mały Rey był dla niej taki miły, a przy tym zabawny i pełen energii. A jego odrobinę tylko starszy kuzyn… Dziewczynka aż się wzdrygnęła. Podczas ich spotkania zachowywał się, jakby była zwykłą przeszkodą do kopnięcia, zbędnym gratem lub czymś podobnym.
- Rey, no… — jęknęła, czując ból w nogach. — Czekaj!

Kilkanaście metrów dalej, na skrytej między drzewami ławeczce, siedziało dwoje pięknie ubranych ludzi w średnim wieku. Kobieta miała jasne, lekko kręcone włosy i orzechowe oczy o przyjaznym wejrzeniu. Jej twarz była nadzwyczaj piękna: lekko poorana zmarszczkami, lecz pozbawiona smutku i zgorzknienia. Mężczyzna zaś był postawny, o posturze prawdziwego wojownika. Krótka, lecz głęboka blizna rozcinała jego wargę i sprawiała, że uśmiech – niegdyś na pewno czarujący – był teraz dziwnie skrzywiony.
Bez wątpienia było to małżeństwo, bez wątpienia również rodzice małego Reya. Chłopiec niejeden raz słyszał, że ma oczy po mamie i włosy taty, a charakter ich obojga.
- Czy tylko mi się wydaje, czy naprawdę coś z tego będzie? — zagadnął ojciec Reynevana, obejmując żonę ramieniem. Tamta tylko z uśmiechem skinęła głową, przenosząc ciepły wzrok na męża.
- Jestem tego niemal pewna.


*
Amen. Rozdział jest w trakcie tworzenia, a stwierdziłam, że dwie strony nie są satysfakcjonujące. Miałam akurat pomysł na takie „coś” – i myślę sobie, że ów pomysł nie był zły. Może teraz częściej będę dodawać Zakątki(…), bo bohaterów się namnożyło, a każdy  przecież ma jakąś historię ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz