Świerszcze, rozpoczynając swój poranny
koncert, strzepywały z nóżek błękitny pyłek, skrzący się nienaturalnym światłem.
Słońce jeszcze ani myślało wychylić się zza horyzontu, ale Przeznaczenie, z
całą rodziną sobie podobnych, rozsiadło się przyjemnie tuż przy gorącym źródle.
W milczeniu wskazało na wyświechtaną karteczkę leżącą na brzegu, pokrytą
drobnymi literkami, zapisanymi równo niebieskim atramentem. Jego młodsza siostra,
Nadzieja, matka siedzącego nieco dalej Głupstwa, westchnęła cichutko i sięgnęła
po nią swoją smukłą dłonią.
- Leć – odczytała ledwie słyszalnym,
perlistym głosem. – Leć, póki możesz...
Leć!
Póki
możesz – woła Przeznaczenie
Kiedy
tańca śmierci wreszcie znasz znaczenie
I
jeśli nić tajemna, nić życia parszywa
Wciąż trwa
przy tobie, jeszcze się nie zrywa.
Leć,
Pani
moja, wpraw lud swój w zdumienie
Wiernym
daj szacunek, zdrajcom – potępienie.
Niech
miecz się dłużej w gęstwinie nie skrywa,
By
wygrał silniejszy, nie zaś moc fałszywa.
Leć,
Królowo
wojny, krwawe zatracenie,
I utwardź
najczulsze nawet sumienie.
Gdy
wszelkie żywota Śmierci dłoń rozrywa,
Usłysz
ludzki głos, co cię nocą wzywa.
Leć!
Rozpocznij
walkę, niech ognia płomienie
Stracą
każdy naród, carstwo oraz plemię.
Lecz
strzeż się pilnie – On również przybywa!
Odziany
w czerń cię dziś do siebie wzywa.
Wierz
mi, Błękicie, pani bólu i krwi,
Przewrót
nadejdzie, a z nim nowe
dni.
- Nudy, nudy i jeszcze raz nudy – ziewnął
niespodziewanie Rozsądek. – No dalej, naprawdę wierzycie w tę przepowiednię?
Wśród zgromadzonych zapanował gwar,
błękitna mgła unosząca się nad cieniami ich postaci zadrżała.
- Przeznaczenie ją napisało – szepnęła
poważnie Nadzieja, obdarzając najbardziej racjonalnie myślącego spośród nich osobnika
karcącym spojrzeniem. – Obserwowało ruchy świata przez wiele, wiele lat.
Wnioski wyciągnęło, przepowiednię spisało.
- To nie zwykłe bajki, ono nie bawi się
kosztem ludzi, tak jak my – roześmiali
się dwaj bracia, Zły i Dobry Los, wymawiając idealnie równo całe zdanie. Choć różnili
się zasadniczo, cele i myśli mieli te same.
- Przeznaczenie przemyślało to dokładnie
– dodał rzeczowo Dobry, trącając krewniaka łokciem. – Uspokój się... – szepnął,
widząc, że ten wciąż chichocze, po czym zwrócił się ponownie do ogółu. – Teraz
pozostaje nam zdecydować, czy osoba, którą nasz szanowny mistrz obdarzył takim zaufaniem, jest
tego godna!
Pluskająca się w wodzie postać o złotych
warkoczach roześmiała się cicho i jakby z wyższością.
- Jakiś problem, Wiaro? – zapytał
podchwytliwie Rozsądek. – Możemy wszystko przedyskutować. Podziel się wnioskami.
- Moi mili, poznałam tę dziewczynę tak
dobrze jak nikt inny! Z wzajemnością zresztą – oznajmiła ona, wzruszając
smukłymi ramionami.
Zaraz też rozpoczął się spór pomiędzy
rzeczoną Wiarą a Nadzieją i Miłością o to, która z tych cnót jest najbliższa
kobiecie obdarzonej przez Przeznaczenie tak ogromnym zaufaniem. Zresztą, samo
Zaufanie również wtrąciło się do rozmowy, próbując uprzejmie objaśnić, że ono samo,
osobiście i odpowiedzialnie, doradzało Przeznaczeniu w wyborze i że o pomyłce
nie może być mowy. Rozsądek wymienił pełne
wzajemnego zrozumienia z Mądrością, która – pod postacią bladej, dystyngowanej
pani – spoczywała na brzegu rzeki i milczała od samego początku, nieruchoma. Aż
do teraz.
- Panowie, panie! – zaczęła dumnym
głosem. – Dajcie spokój. Jestem z wami,
a i wybranki Przeznaczenia nie opuszczam. Zostawmy jednak trochę wyboru
ludziom, nie odbierajmy im wolności. Niech przepowiednia stanie się naszym
udziałem w tej sprawie, resztę oddajmy w ich ręce. Choć po części. Nie możemy
wszystkiego zaplanować, czyż nie? Ta kobieta będzie niosła nowiny przez lasy,
wioski i wszelkie krainy. Jeśli tylko wszyscy ją wspomożemy, nie zwątpi ani się
nie zatrzyma. Jestem z nią! Całą sobą. Bądźcie i wy.
- No to może jej ten świstek odniosę, bo
jeszcze zapomni... – burknął Rozsądek, szczerze znudzony patetyczną przemową
Mądrości, którą miał do tej pory za sojuszniczkę, po czym schwycił kartkę z
wierszem i oddalił się smętnie, raz po raz ziewając.
- A z tym chłopakiem to co? – podchwycił
nagle Los. – Strasznie go nie lubię, ale wiecie...
- Chcielibyście pewnie, żebym pozwoliła
mu bez większych przeszkód odbić królestwo? – parsknęła Mądrość, pocierając czoło
z zażenowaniem. – Och, nie. Przeznaczenie zaplanowało wszystko zupełnie inaczej!
*
KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ
* *
Ostatnie minuty znamienitego pierwszego kwietnia, jak wiadomo: prima aprilis, ale nie - to nie jest żart. Naprawdę dobrnęłam do końca. Poniekąd, jak widać, bo mam jeszcze plan dokończyć to cudeńko w kolejnej części, która - mam nadzieję - będzie lepsza.
Teraz powinno się zrobić tak patetycznie i wzniośle, nie? Spróbuję nie przynudzać, ale podziękować Wam, zacny ludu, trzeba.
Noo... Winnam teraz też powymieniać zasłużonych z imienia i nazwiska, tudzież z nicku, nie? Ale tego nie uczynię.
Bo dziękuję WSZYSTKIM, którzy choć raz odwiedzili tego bloga, albo choć raz zerknęli na tekst w wersji papierowej. Wiedzcie, że gdyby nie Wy, nie napisałabym chyba nic. A już na pewno nie dokończyłabym opowieści, która, bądź co bądź, jest pierwszą z napisanych przeze mnie, posiadającą epilog. Dziwne, ale piękne uczucie, tak sobie dokończyć historię.
Dziękuję za komentarze, za wsparcie, za kopy w tyłek, za motywację, za zauważanie błędów i nieścisłości. Ogółem - za pomaganie mi w dążeniu do perfekcji, której to zapewne nigdy nie osiągnę, ale miło jest widzieć, że zbliżyłam się do niej choć o krok.
Dziękuję też za inspiracje. Tutaj powinnam skłonić się grzecznie w stronę ludzi, których co niedziela spotykam w kościele, bo biedne, nieświadome mych niecnych planów istoty stają się często głównym źródłem moich pomysłów.
Dziękuję tym, którzy wytrwali do końca. Jestem wam wdzięczna i, mam nadzieję, Wy o tym wiecie.
Ale przede wszystkim chcę podziękować mojej Fandżutsu. Miało być bez imion, nazwisk i nicków, tak, wiem - i jest! Dziękuję za to, że byłaś moją muzą, moim natchnieniem, grzybem i rysownikiem, bo, choć Gofer wciąż tkwi u ciebie na dysku, Teofil i Reynevan zajmują honorowe miejsce w mojej rameczce na ścianie. No i przede wszystkim dzięki ci za to, że zawsze i wszędzie mogłam na twoją zacną osóbkę liczyć.
Ogółem to muczos gracjas i alleluja! Jeszcze się zobaczymy :)
Aż mi się nasuwają słowa, które były pierwszym hasłem tego bloga. Dawno, dawno temu na Onecie. Słowa Obiektu 16, tudzież Claya Kaczmarka, postaci barwnej i trudnej do zapomnienia.
The end is just the beginning.