wtorek, 28 sierpnia 2012

Rozdział XXI / W zakątkach pamięci [8]


Specially for everyone - żeby nikt się nie czuł poszkodowany.
Tak, Shauu_... ty też nie :D



- Mówię ci, że coś słyszałem!
- Jasne, jasne.
- Nie wierzysz?
- Ależ wierzę, we snach słyszy się różne rzeczy.
- To nie było we śnie!
Idalia skrzyżowała ręce na piersi i spojrzała ze szczerym politowaniem na księcia. Przemierzali właśnie zadbane ogrodowe ścieżki w poszukiwaniu domniemanej ofiary, która tak żałośnie jęczała nad ranem. Zdaniem poetki – tylko w umyśle Jofre, bo cała posiadłość była z pewnością zbyt dobrze strzeżona, by ktokolwiek miał szansę się do niej włamać.
- Książę. – Jej wzrok wciąż wyrażał co najwyżej brak zrozumienia. – Żarty się ciebie trzymają? Przecież sam twierdzisz, że księżniczka jest tak wspaniała, że…
- No pewnie – przerwał jej krótkim, zdenerwowanym warknięciem. – Nabijaj się ze mnie, bo wymsknęło mi się przy śniadaniu, że jest całkiem sympatyczną osóbką!
- Ależ ja się nie nabijam. – Uśmiechnęła się zadziornie. – Po prostu wasze książęce mości powinny szczerzej okazywać swoje uczucia.
- Łaskawie to przemilczę.
Rozbawienie nie miało zamiaru zniknąć z twarzy Idalii dłuższy czas, książę natomiast wyglądał jakby chciał kogoś udusić, tylko jeszcze nie do końca wiedział, kogo konkretnie.
W dość napiętym milczeniu przemierzyli sad, zostawiając za sobą dworek, i podążyli we wskazanym przez Jofre kierunku. Książę uparcie nie odpuszczał, pewien swego – przynajmniej z zewnątrz. Tak naprawdę czuł, że może się mylić, ale przecież nie dałby tego po sobie poznać. Nie on!
Drzewa jak drzewa, krzewy jak krzewy, nawet kwiaty nie wyróżniały się niczym szczególnym na tle innych roślin. Ta część ogrodu wyglądała na zdecydowanie mniej zadbaną, a nawet pomimo słońca, które oświetlało od wschodu twarze spacerujących, zdawała się być chłodniejsza. Urok, który towarzyszył wszystkim poprzednim miejscom, teraz stopniowo malał, ustępując miejsca tajemniczemu mrokowi. Poetka zmarszczyła nos.
- Wiesz, książę, faktycznie coś tu nie gra – szepnęła cichutko, zwracając twarz w stronę zamyślonego Jofre. – Hej, żyjesz?
Jednak dopiero szturchnięcie pomogło i chłopak spojrzał w jej stronę, choć wyraz jego oczu do najprzytomniejszych nie należał.
- Co jest?
- Mówię do ciebie, obłąkańcu. Nad czym się tak rozmarzyłeś?
- Rozmarzyłem? – Uśmiechnął się gorzko. – Nie, raczej to złe określenie. Raczej się zamyśliłem nad moim dzisiejszym snem.
Idalia wyraźnie się ucieszyła i pomknęła w stronę najbliższego pnia, wspierając się o nie łokciem. Szarmanckim gestem nakazała księciu podejść,  nadając jednocześnie swoim oczom wyraz nadzwyczaj adekwatny – dzika, ślepa i jakby czymś przytłumiona żądza mogła pasować tylko do cygańskiej wróżki.
- Pójdź, mój piękny młodzieńcze! – zaskrzeczała teatralnie, wykonując dłonią zawiły gest. W odpowiedzi na pytające spojrzenie Jofre dodała na końcówce wydechu: - Przepowiem ci przyszłość z tego snu!
Książę tylko odchrząknął, odrobinę rozbawiony, i odsunął się na wszelki wypadek o krok, unosząc w górę ręce. Poetka wyprostowała się i wzięła pod boki, przybierając dawny wyraz twarzy.
- No proszę, co poszło nie tak? – zapytała zwiedziona. – Na wszystkich rynkach i dworach takie sztuczki działają!
- Próbowałaś? – Uniósł brwi.
- Skąd! – roześmiała się dziewczyna. -  Po prostu tyle się w życiu napatrzyłam na rozmaite wiedźmy, co to nigdy w życiu magii nie widziały, że co nieco podłapałam – odparła przekornie, ruszając znów przed siebie. Właściwie to nie do końca przed siebie, bo w ramach dość niespodziewanej decyzji, szła tyłem, nieustannie rozweselony wzrok wlepiając w na powrót poważnego księcia.
- Jak się wywrócisz, to ja zbierać nie będę – ostrzegł sucho, zdejmując przy okazji ze swojego policzka rozgniecionego przed sekundą komara.
- Poradzę sobie i wezmę to ryzyko na klatę – oznajmiła z udawaną powagą. – No, dalej! Opowiadaj ten sen.
- Chyba żartujesz. – Przewrócił oczami. – Zanudziłbym cię na śmierć.
- Czekam.
- Nie.
- Jofre.
- No mówię ci przecież, że nie.
- Książę!
- Bez szans. Tak przy okazji, uważaj na staw.
- Co?
- Uważaj na…
Głośny plusk i krzyk Idalii przerwały księciu, który łaskawie usunął się w porę, sprytnie unikając ochlapania.
- … staw – zakończył ze stoickim spokojem, gdy lekko uśmiechnięty wpatrywał się w mokrą i rozzłoszczoną sylwetkę Idalii.
- Nie mogłeś mnie nawet złapać!? – warknęła, zbliżając się do brzegu, całkowicie przemoczona i pokryta zieleniutkimi glonami.
- To byłoby zbyt szlachetne jak na mnie – odparł, coraz bardziej rozbawiony.
Poetka zanurzyła się ponownie, by pod wodą zdjąć sobie z twarzy grubą warstwę włosów. Zabulgotała gniewnie, ale mimo wszystko nie mogła przegapić okazji do porozglądania się w nieznanym jej dotąd świecie. Woda była krystalicznie czysta, o dziwo nawet muł z dna nie wzbił się zbytnio, gdy gwałtownie wczepiły się w niego stopy Idalii, i nie zmącił dotychczasowej przejrzystości.
Wszystko pod wodą było… niezwykłe. Jasne włosy Idalii wysnuły się z kucyka przy gwałtowniejszym ruchu głowy, rozpływając z niespotykaną gracją i miękkością pośród maleńkich, lśniących błękitem rybek. Na usta dziewczyny wcisnął się niepohamowany uśmiech, a w jej głowie już powstawał wspaniały opis tego, co przeżywała. Uwielbiała wszystko, co nowe i niecodzienne. Dłońmi przeczesywała wodę, raz po raz przepuszczając pomiędzy palcami przestraszone stworzonka. Dno porastały pojedyncze glony, a pomiędzy nimi dostrzegła…
Złote lśnienie. Ukryty skarb? Klucz? Złote monety, zapomniana od dawna brama do podziemnych krypt, celowo zalana?
Przez głowę Idalii przemknęło jednocześnie tysiąc różnych propozycji, jedna bardziej nieprawdopodobna od drugiej. Szybko wybiła się z dna, nabierając powietrza do płuc tuż nad powierzchnią i nawet nie spojrzała na księcia – a gdyby to zrobiła, miałaby szansę zdumieć się jego miną. Nie wiedząc, co traci, zanurkowała z powrotem i zniżyła się do samego piaszczystego dna. Jej dłoń chwilę przeszukiwała muł, odgarniając jego warstwy i stopniowo, ruch po ruchu, odkrywając przedmiot, który tak ją zafascynował.
Chwyciła go mocno, nie chcąc dopuścić do przypadkowego wymknięcia się spomiędzy palców, niechcący przestraszyła jeszcze małego żółwika skrytego w kącie i chwyciła się brzegu, głośno i ciężko oddychając.
- Możesz mi tylko pokrótce wyjaśnić… – zaczął powoli Jofre, kucając przy niej. – Co właśnie zrobiłaś?
- Korzystając z tego, że i tak jestem mokra, postanowiłam zbadać staw – odparła z uśmiechem, gramoląc się na ląd. – Patrz i podziwiaj! – pochwaliła się, podtykając księciu pod nos złocisty kluczyk zawieszony na łańcuszku.
- Kapiesz – pożalił się Jofre, dwoma palcami przejmując od towarzyszki znalezisko. – W ogóle po co ci to? Nie jest twoje i…
Idalia machnęła ręką, po czym zabrała się za wykręcanie włosów i zbieranie własnych myśli. W końcu sformułowała je i usiadła wygodniej na brzegu, złączając palce i składając dłonie w piramidkę.
- Nie jest moje, ale jak to się mówi…? A, wiem. Znalezione – nie kradzione, nieprawdaż?
Jofre, który oczekiwał nieco szerszych wyjaśnień, chwilę milczał, a potem fuknął. Tylko po to, by do kompletu przewrócić oczami i po wszystkim westchnąć.
- Po co ci ten kluczyk? – powtórzył.
- Jeszcze nie wiem. – Wzruszyła ramionami, zmuszając się do wstania śladem księcia. Na pomocną dłoń raczej nie miała dziś co liczyć. – No, skończyliśmy poszukiwania? Niczego tu nie ma! Przynajmniej mam teraz błyskotkę na pamiątkę…
- Niczego nie skończyliśmy! – krzyknął książę, obracając się za zmierzającą w swoją stronę poetką. – Czy ty musisz ignorować w ten sposób wszystko, co mówię!? – warknął, zdenerwowany ruszając za nią.
A Idalia za uśmiechem skryła wszystkie obawy, które gnębiły ją bez przerwy. Kciukiem zakryła czerwone oczko na rzeźbionej na kształt smoka główce klucza i schowała przedmiot do kieszeni.
On nie musi wiedzieć tyle, ile wiem ja, pomyślała. Jestem pewna, że tak będzie mu lepiej.

*
Kilkanaście dni później Reynevan spoczywał na miękkim fotelu w pokoju Marii, delektując się cudowną ciszą, która go otaczała. Znów mógł odpocząć, poukładać panujący w zoranym ostatnimi wydarzeniami umyśle chaos. Posegregować rzeczy mniej i bardziej ważne, ułożyć przeszłość w jeden logiczny ciąg, dociec, dlaczego pewne sprawy potoczyły się tak, a nie inaczej.
Zadziwiające, jak z nagłej opresji potrafili znaleźć się w miejscu tak bezpiecznym i ciepłym. Reynevan znał dobrze powiedzenie „z deszczu pod rynnę”, ale żeby „spod rynny na salony”...?
Wziął głęboki oddech, pocierając zmęczoną twarz. Czuwał przy dziewczynie od samego rana, a ona wciąż nie miała zamiaru się przebudzić. Medycy wchodzili i wychodzili, zmieniali bandaże, ścierali sączącą się jeszcze cienką strużką, świeżą krew, przynosili coraz to nowe maści i eliksiry, a on czuwał. Rozmyślając przy okazji o tych, którzy zrobili dziewczynie taką krzywdę.
Po co? – pytał sam siebie. Co ona zrobiła elfom? Co ja im zrobiłem? Czy chodziło tu o Theo? Nie, to bez sensu. On był takim poczciwym głupkiem, że przecież... Niemożliwe.
Zastanawiało go jeszcze jedno: na co tej bandzie długouchych stolica Ostii? Mają zamiar podbić świat, zemścić się na ludziach, rządzić całym kontynentem...? Idiotyzm.
*
Co czuje człowiek, który... nic nie czuje? Co myśli ten, który stracił zmysły? Czy nieprzytomni mają sny? Czy słyszą tych, którzy są wokół nich? Czy odczuwają wokół siebie cudzą obecność?
Maria pewnie znałaby odpowiedzi na wszystkie te pytania, gdyby nie fakt, że gdy tylko otworzyła oczy, zapomniała o wszystkim, co jeszcze przed sekundą trwało pod jej powiekami.
Właściwie przez moment naprawdę miała wrażenie, że otwiera oczy. Dopiero po dłuższej chwili wpatrywania się półprzytomnym wzrokiem w drewniany sufit, zaczęła sobie przypominać wszystko po kolei. Kojarzyła fakty powoli, ale nieustannie, a końcowy efekt jej działań sprawił, że z jej ust wydobył się słaby, ale przepełniony nieukojonym bólem jęk.
Dłoń z trudem powędrowała do twarzy, ku ranie, gdzie natknęła się na świeży, czysty i miękki opatrunek. Dziewczyna zacisnęła wargi, powstrzymując płacz, który w efekcie zamienił się w gorzki, cichy śmiech.
- Łzy cisnące się do oczu, co? – zapytała sama siebie zachrypniętym, szorstkim i słabym głosem.
Nie miała pojęcia, gdzie jest, ale to miejsce nie wydawało się złym. Kiedy już minęło jej otępienie, zaczęła rozróżniać to, co ją otaczało. Czuła pod głową miękką poduszkę, na ciele puszystą kołdrę, a pod plecami cienkie, gorące już od jej własnego ciała prześcieradło. Chciała się rozejrzeć, ale pole jej widzenia zdecydowanie się zawęziło – po swojej prawej stronie miała jedynie żółtą ścianę, po lewej zaś nie widziała nic. Za każdym razem, gdy próbowała poruszyć głową, szyja ściskała ją paskudnym bólem i nie pozwalała na jakikolwiek ruch. Leżała więc i patrzyła przed siebie zupełnie bezmyślnym i pustym wzrokiem. Odczuwała niezwykły głód – zastanawiała się, ile czasu już tu leży? Czy podczas gdy była nieprzytomna... ktoś ją w jakiś wyjątkowy sposób karmił? Może wołać o pomoc, o strawę, o cokolwiek? Czy raczej nie wypada?
Zastanawiałaby się pewnie nad tym dużo dłużej, gdyby nie westchnienie ulgi, które usłyszała niedaleko siebie. Znów spróbowała się obrócić, ale tak samo jak poprzednio – nie dała rady.
- Maria, wreszcie! – Uradowany, choć zaspany głos Reynevana dotarł do jej uszu szybko. Nieco wolniej udało jej się zrozumieć jego obecność tutaj, bo była święcie przekonana, że...
- Żyjesz? – zdziwiła się, gdy kucnął tuż przy jej łóżku. – Nie... Wtedy, kiedy moja szkapa nas zrzuciła... Myślałam...
- Nie no, tak sobie myślę, że chyba żyję. – Przyjrzał się swoim dłoniom, jakby sprawdzając, czy są materialne. – Taa, raczej na pewno – potwierdził, uśmiechając się lekko. – Jak się czujesz?
- Średnio cię widzę – przyznała szczerze, dosłownie o kilka centymetrów przekręcając głowę. – I tak samo się czuję. Gdzie jesteśmy?
- W domu pewnej panienki. Księżniczki bodaj.
- Uu, to się królowa matka wykosztowała na leczenie chłopki – parsknęła, uśmiechając się krzywo. – Aż się wierzyć nie chce, że takie teraz te bogate dobre się zrobiły.
- Nie zastanawiałem się nad twoim pochodzeniem, ale Andrea zdawała się przejmować każdym bez wyjątku – zastanowił się chwilę. – Tak czy inaczej, ugościła nas, powinniśmy być wdzięczni. Pewnie pozamarzalibyśmy na śmierć, gdyby nie ona. Wiesz, nasze kółko podróżnicze zwiększyło się o pewną poetkę i jakiegoś pachołka ostijskiego dworu. – Reynevan cały czas się uśmiechał, przysuwając sobie w czasie mówienia krzesło pod łóżko Marii. –Myślę, że ucieszą się, jak wreszcie osobiście się poznacie. I zobaczą kolor twoich oczu, oczywiście.
- Oka – poprawiła go ponuro. – Poza tym nigdy nie lubiłam poezji, ani tym bardziej poetów. – Skrzywiła się. – Ale pachołek pewnie na moim poziomie, co?
- A zdziwiłabyś się, chłopak zdaje być się nad wyraz inteligentny i oczytany, jakby sam był księciem – stwierdził, ale zaraz zmrużył oczy i dodał ciszej: - Ale lepiej dla niego jakby nie był.
- Dlaczego? – zainteresowała się Maria.
- Po prostu – uciął, unikając odpowiedzi i wędrując wzrokiem w stronę drzwi. – Pójdę do kuchni, z pewnością przygotują ci coś pysznego. Chcesz usiąść?
- Mhm – potwierdziła krótko, wyciągając w jego stronę rękę.
Reynevan ujął dziewczynę za nadgarstek jedną dłonią, drugą zaś położył na jej karku i powoli podniósł do pionu. Cały czas przyglądał się jej twarzy, by sprawdzić, co najbardziej ją boli. Znał Marię krótko i nie najlepiej, ale wystarczyło to, żeby wiedział, że będzie starała się stłumić wszelkie jęki i nie krzywić się za bardzo. Prawie jej się udało, a raczej: udałoby się jej, gdyby Reynevan nie był Reynevanem. Człowiekiem sprytnym, przenikliwym i spostrzegawczym.
- Wrócę niedługo – obiecał, z samozadowoleniem obserwując efekt swojej pracy.
To znaczy, ułożoną na poduszkach w dość śmiesznej, półsiedzącej pozycji Marię, z miną mówiącą krótko, acz dobitnie: lepiej dla ciebie, żebyś nie wracał.

*
Mimo wszystko pod wieczór Maria czuła się o niebo lepiej, została nawet zaproszona na kolację i zaprowadzona tam przez najlepszych i najdelikatniejszych służących pani domu. Wcześniej oczywiście odziano ją w jakąś – w jej mniemaniu, oczywiście – iście kretyńską, pomarańczową suknię, przepełnioną bufami i niepotrzebnie podkreślającą jej pokaźne uda.
Nie zachwyciła jej bogata sala jadalna, masa potraw, ani też urocza księżniczka, która uśmiechała się bez przerwy.
- Bogowie, ona ma jakiś skurcz mięśni? – zdziwiła się pod nosem, gdy sadzano ją przy stole. Siedząca obok blondwłosa dziewczyna, której Maria jeszcze nie miała okazji poznać, roześmiała się cicho i zupełnie bezwiednie, mierząc nowoprzybyłą przyjaznym spojrzeniem.
 - Miło cię wreszcie poznać!  – powiedziała najzupełniej szczerze, nie kryjąc rozbawienia poprzednimi słowami dziewczyny.
Maria, będąc pod wrażeniem niezwykle naturalnego i pełnego wdzięku jednocześnie sposobu bycia dziewczyny (domniemanej poetki, o której wspominał Reynevan), zająknęła się niepewnie. Nie bardzo wiedziała, co powiedzieć, więc zmusiła się do czegoś, co mogło najwyżej parodiować uśmiech. Uśmiech z serii „przepraszam, ale nie za bardzo wiem, co tu robię”.
- Mam na imię Maria – oznajmiła wreszcie.
- Jestem Idalia, ale bez problemów możesz zdrabniać to na wszystkie strony, jeśli tylko masz ochotę.
- Raczej nie mam zamiaru, ale dziękuję za... propozycję – rzekła, w dalszym ciągu zmieszana, odwracając głowę i spoglądając w zamyśleniu przed siebie. Nie sądziła, że w towarzystwie będzie czuć się aż tak zakłopotana.
Kiedy na sali znalazł się ostatni gość, mianowicie kędzierzawy młodzieniec o naprawdę wspaniałych – znów w mniemaniu Marii, oczywiście – oczach, wnet pożałowała tego, że nie potrafi uśmiechnąć się ładnie. Że nie ma dwojga oczu, by przymrużyć je lekko i z wdziękiem obserwować spod rzęs przybyłego kawalera. I wreszcie, że nie potrafi się teleportować czy choćby zapadać pod ziemię, gdy chłopak usiadł dokładnie naprzeciw i zajął się dłubaniem w zębach widelcem.
- Jofre – skarciła go poetka zmęczonym tonem, kładąc łokcie na stole. – Wiem, że wczuwasz się w rolę, no ale bez przesady.
- Kochana! – Spojrzał na nią spode łba, odkładając widelec na bok. – Lepsze to, niż jakbym niespodziewanie zaczął tańczyć walca w duecie z powietrzem na środku jadalni – stwierdził filozoficznie, przekornie przekręcając głowę.
- Ty wiesz... – zwróciła się dziewczyna do siedzącej cicho Marii. – On był kiedyś taki małomówny, cichy i...
- Wredny akurat zostałem – żachnął się młodzieniec, nie dając dokończyć blondwłosej.
- Tego ci akurat nikt nie odmawia – wtrącił się z rozbawieniem Reynevan, nachylając przez stół i biorąc z drewnianego półmiska krągłe, zielone winogrono. – Ale przyznaj się, coś taki rozhulany dzisiaj?
Jeśli nawet kłótnia miała się jakoś ciekawiej rozwinąć, Maria nie miała okazji tego zobaczyć. Rozmowę przerwała siedząca dotąd u szczytu stołu księżniczka, dając sygnał swojemu słudze. Ten prędko, sprawnie i cicho odsunął jej krzesło, by mogła swobodnie wstać. Wzniosła więc kielich wypełniony po same brzegi czerwonym winem i spojrzała na zebranych.
- Wznieśmy dziś toast za zdrowie naszej pięknej Marii, która wreszcie wyszła z opresji i przebudziła po długim czasie nieobecności w tym świecie! – powiedziała z dumą. – Niech dziś je, pije i bawi się, ile tylko zapragnie. Ta noc jest dla niej.
- Czy to, że ta noc jest dla mnie – szepnęła Maria do ucha poetki – oznacza, że mogę po prostu iść spać?
Tamta tylko pokręciła głową, choć widać było, że znów zbiera jej się na śmiech. Księżniczka powiodła po nich oburzonym wzrokiem, ale usiadła z powrotem, nakazując grajkom wejść na środek i zająć się muzyczną oprawą wieczoru.
Maria przyjrzała się ich instrumentom, których nigdy wcześniej nie widziała u okolicznych muzykantów. Wszystkie były wykonane z jasnego, żółtawego drewna; znalazły się pośród nich śmieszna, malutka lutnia, kilka bębnów obitych kozią skórą, misternie połączone ze sobą przy pomocy rzemyczka i kolorowych materiałów flety – które zapewne nosiły swoją nazwę – oraz coś, co przypominało Marii deseczki, pocięte na różnej długości i ułożone równiutko, jedna obok siebie. Przyglądała się z ciekawością mężczyźnie, który leciutko uderzał w nie pałeczkami, wydobywając z drewna nietypowe, wysokie i jakby puste dźwięki.
- A zatem, Mario – zwróciła się do niej księżniczka – skąd pochodzisz?
- Cóż... Do szlachcianki mi daleko, mieszczanką nie jestem, a moja wioska nazwy nie ma – wymieniała po kolei. – Ale można śmiało rzec, że urodziłam się i żyję wciąż na terenie Ostii.
- Och... – zdumiała się Andrea, lecz zaraz przybrała standardowy wyraz twarz, a rezon wrócił tak szybko, jak znikł. – To wspaniałe, móc gościć podstawy każdego państwa przedstawicielkę – powiedziała ciepło. Chyba miało to zabrzmieć miło i sympatycznie, ale Maria poczuła się urażona. I to bardzo.
- A przepraszam... – zainteresowała się, marszcząc brwi. – A skąd pani księżniczka pochodzi?
- Cóż... – Czarnowłosa uniosła brwi, szukając ratunku wśród reszty zgromadzonych. Wszyscy jednak tylko uprzejmie się przyglądali wymianie zdań, która księżniczce wydawała się... bezsensowna. – Jestem księżniczką. To raczej oczywiste, że pochodzę z kraju, w którym rządzi mój ojciec.
- A konkretniej, bo nie kojarzę szlachetnej waszejmości?
- Z Republiki Nadmorskiej pochodzę... – wymamrotała, kompletnie zbita z tropu.
- Z... – Maria właśnie miała szykować jakąś odpowiedź, ale gwałtownie zmartwiała.
Coś nagle strzeliło jej do głowy, jakieś całkiem nowe wspomnienie, coś... Była pewna, że to coś ważnego. Więc pozwoliła myślom swobodnie płynąć, nie zważając na zdumione spojrzenia wszystkich ucztujących.
*
Tamten dzień był deszczowy, pochmurny i nieprzyjemnie ponury – nawet koty nie potrafiły Marii poprawić humoru. Były miękkie, ciepłe i puszyste, jak to koty, ale nie tego teraz potrzebowała. One nie potrafiły rozmawiać ani rozwiewać nudy, a dziewczyna aktualnie potrzebowała obu tych rzeczy.
Domniemane zbawienie przyszło niedługo po tym, jak kościelne dzwonki wybiły południe. Zbawienie było przemoczone i otrzepywało wodę z włosów wprost na podłogę, ale jednak przybyło w porę. Miało na imię Darien i było niegdyś najbliższym przyjacielem Marii. Jednak chłopak, mając za młodu dostatecznie dużo pieniędzy, wyruszył do miasta, by zdobyć wiedzę i doświadczenie, które mogłoby mu się przydać w przyszłości.
- Maria! – krzyknął już w progu, uśmiechając się szeroko.
- Co ty tu...? – zaczęła dziewczyna, zrzucając niezadowolone koty z kolan i ruszając pędem w stronę przybysza.
- Odwiedzam starą przyjaciółkę, a co? – zagadnął, przytulając ją mocno. – Żebyś ty, mała, wiedziała, jak się stęskniłem za tymi starymi śmieciami. Żebyś wiedziała...!
Już chwilę później siedzieli przy stoliku i pili gorące mleko, które zażyczył sobie Darien niemal od razu. Rozmawiali niezwykle żwawo, zmieniając tematy tak szybko, że osoba postronna nie potrafiłaby się w tym połapać. W końcu jednak, po godzinie czy dwóch, gdy trzeci kubek został całkowicie opróżniony, tempo nieco zwolniło.
- Wiesz, w mieście jest wspaniale – mówił Darien, czochrając swoje jasnobrązowe, prawie już suche włosy. – Do tego mój mistrz, który uczył mnie czytać i pisać, jest kronikarzem i urzędnikiem miejskim. Przybywają do niego dzień w dzień posłańcy, przynosząc nowiny ze wszystkich stron. Ostatnio nawet dotarła do niego tajna informacja – zaczął, ściszając głos. – Ponoć zmarła nagle córka króla Republiki Nadmorskiej. Tajemnicze zaginięcie, potem odnalezienie ciała, przygotowania do pogrzebu... A tu nagle ciała znowu ni ma! Ktoś się zawziął na biedną panienkę, jakoś się tak męsko nazywała... A, właśnie – Andrea. Nie znaleźli jej do tej pory, wysłali więc do każdego miejskiego urzędu prośbę, by oddelegowali ludzi, aby się tym zajęli. Miało to jednak zostać... rozumiesz, w tajemnicy. Aby nikt afery nie robił, zakopali pustą trumnę i dostali od wszystkich sąsiednich królów serdeczne kondolencje. Mimo wszystko faktem jest, że kronikarz czyta, chcąc nie chcąc, listy wszelakie, i to przypadkiem wpadło w jego ręce. Właściwie to w moje – uściślił, grzebiąc w kieszeniach. – Nawet mam gdzieś tę korespondencję, ale czy to ważne? Wróciłem, wreszcie wróciłem. I nie oddalę się nigdzie, dopóki razem ze mną nie wyruszysz do najbliższego miasteczka i...
*
- Maria? – Usłyszała tuż przy sobie głos Reynevana. Głos przepełniony zdziwieniem i troską.
Jak długo trwała w takim bezruchu, patrząc przed siebie beznadziejnie pustym wzrokiem? Nie zwracała już na to uwagi. Zaszurała krzesłem, odsuwając je i, jak w transie, wytknęła księżniczkę palcem. Każdy jej mięsień napiął się tak silnie, że ledwo mogła się poruszać.
- To wszystko jakaś... jakaś... mistyficykcja! – krzyknęła.
- Mistyfikacja? – podsunęła Idalia zupełnie automatycznie, skazując się tym samym na oburzony wzrok dwojga mężczyzn. Wzruszyła tylko ramionami, wydymając usta.
- A wszystko jedno! To musi być jakaś podpucha, ty nie jesteś księżniczką! – wymamrotała oburzona Maria.
- Słucham? – Księżniczka wytrzeszczyła oczy, wyraźnie rozbawiona słowami dziewczyny. – Specjalnie nietolerancyjna nie jestem, jednak ty uparcie przybijasz gwóźdź do trumny na moje spojrzenie w stosunku do tobie podobnych. – Skrzywiła się. – A teraz usiądź i skosztuj może specjałów, które moi kucharze przygotowali na tę ucztę. Ucztę, która wspaniałą być miała – zakończyła ze sztucznym uśmiechem. – Grajcie, panowie!
- Ale prawdziwa księżniczka zaginęła w niewyjaśnionych okolicznościach – wyjaśniła drżącym głosem, opierając się na słowach Dariena. – A potem odnaleziono ją martwą. Kiedy szykowano pogrzeb, ktoś wykradł ciało. Nie odnaleziono go potem – wyszeptała, czując dojmująca trwogę. Sama nie rozumiała swoich słów. Liczyła na tych inteligentniejszych, uczonych, wyżej urodzonych. Niech oni myślą!
- Wiesz, moja mała chłopko – szepnęła Andrea z udawanym smutkiem. – Chyba coś ci się pomieszało w głowie.  A więc, według ciebie, jestem chodzącym trupem? – roześmiała się księżniczka, próbując obrócić wszystko w żart. – No daj spokój...
- Dlaczego już mówisz normalnie? – zapytał nagle Reynevan, obracając się w stronę Andrei i opierając jedną rękę na oparciu krzesła. – Wcześniej twój dziwny dialekt i akcent były denerwujące. Czyżby zdenerwowanie odebrało ci siły do grania?
- Wiecie co! – zakrzyknęła z coraz większym oburzeniem, marszcząc brwi. – Mogę się poczuć urażona...
- A czuj się – pokiwała głową poetka, pocierając podbródek. – Jak udowodnisz, że jesteś prawdziwą księżniczką?
- Mogę pokazać wam królewskie znamię – odparła Andrea sucho, jednym ruchem ściągając w dół rękaw. Odsłoniła prawe przedramię, na którym widniał maleńki, wypalony symbol fali. – Wystarczy? – syknęła. – Tak traktuje się u was gości, co?
- Poza tym jakim cudem ja bym nie wiedział o śmierci księżniczki? – wtrącił się Jofre. –  Mieszkałem na dworze, nieprawdaż? – Ziewnął, powracając do dłubania w zębach. Idalia jakby opadła bez, próbując pozbierać myśli.
Uśmiechnęła się gorzko, sama do siebie. Wzrok jedynego szarego oka, jakie jej pozostało, wzniosła ku sufitowi i siedziała tak chwilę, karcąc się za idiotyczne myśli. Muzycy powoli, drżącymi rękoma sięgnęli z powrotem po swoje instrumenty i po krótkim zastanowieniu powrócili do granego ostatnio utworu. Maria zaś bardzo niechętnie usiadła, czując, jak jej nogi drżą z przejęcia, a serce wali z nadzwyczajną prędkością. Reynevan odchrząknął cicho, w pytającym geście unosząc brwi. Ona udawała, że tego nie widzi, spuściła wzrok na swoje ułożone na kolanach dłonie. Co się stało? Zawsze była taka odważna, pewna siebie. Odkąd pamiętała, stawiała się największym podwórkowym zwyrodnialcom, zyskując z roku na rok coraz większy szacunek rówieśników. Kiedy podrosła, potrafiła wynegocjować zawsze najlepszą cenę zboża, postawiła się nawet wujowi, który chciał ją wydać za syna piekarza. Myślała, że jest mężną kobietą. Pomyliła się, i to bardzo.
Jofre tymczasem beznamiętnie zjadał posiłek, podany przed momentem w całkowitej niemal ciszy, delektując się wspaniałym smakiem. Widział już kiedyś na dworze taką potrawę, którą dawno temu jego matka zażyczyła sobie przygotować, zainspirowana południową kulturą, ale zupełnie nie pamiętał jej nazwy. Mimo tego, niezbyt istotnego zresztą, uszczerbku na wiedzy, to coś przypominającego zwinięte naleśniki wypełnione przepysznym, mięsnym farszem, smakowało wspaniale.
- Wybacz, księżniczko – rzekła  niespodziewanie Maria w stronę Andrei, zupełnie nieszczerze, ale wyraźnie mając coś na celu. – Ale  mój niepokój wiązał się z jakże nierealistycznymi bajaniami o demonach w ludzkich skórach, które zabierają ludzi do miejsca, gdzie nie ma światła i miłości. A potem żywią się ich siłami i życiem, doprowadzają co...
- Chyba wystarczy – ucięła Andrea, wstając od stołu. – Idź lepiej spać. Może my przejdziemy się po ogrodzie? Wieczór pięknie się zapowiada, wieczerza poczeka – dodała z uśmiechem skierowanym głównie do Jofre, którego akurat obeszło to bokiem.
- Oczywiście – odpowiedziała bezbarwnie Maria, nie mając już sił.
- Niegrzecznie zadzierać z księżniczkami – szepnęła do siedzącej obok towarzyszki Idalia, kończąc skubać widelcem nietypowe danie, które Maria widziała pierwszy raz na oczy. – Ale myślę, że powinnyśmy porozmawiać po uczcie – dodała, uśmiechając się ciepło – bo znajdziemy wspólny temat.
Pomimo pokrzepiających w pewien sposób słów poetki, dojmujący strach nie opuszczał Marii, gdy goście opuszczali powoli salę, zmierzając za księżniczką. Reynevan rzucił jej jeszcze smutny, choć podnoszący na duchu uśmiech, a reszta nawet nie odwróciła głowy.
Ostatnim, co rzuciło jej się w oczy, był wyjątkowo dostojny chód owego ostijskiego pachołka i ruch dłoni Idalii, która sięgnęła po coś do kieszeni błękitnej tuniki. Wsadziła dłoń pomiędzy fałdy materiału, poszperała chwilę, zacisnęła palce, a potem wyjęła rękę z powrotem, prostując ją. Jak gdyby nigdy nic.
Fantazja wciąż mieszała się w jej umyśle ze światem realnym, który z wolna zatracał granice.

*
To, co zaplanowałam na ten rozdział, niestety nie zmieściło się w jego ramach, więc na wyjaśnienie beznadziejnego wątku Shemara poczekacie jeszcze troszkę. Zmieniłam prawie połowę tego posta, ale efekt nie jest - wbrew temu, czego się spodziewałam - zły. Skłonna jestem powiedzieć, że jestem z siebie zadowolona :p
Z niecierpliwością czekam na waszą krytykę, mam nadzieję, że nie zamotałam zbytnio?

24 komentarze:

  1. Maria jest wspaniałym stworzeniem, z każdym jej tekstem lubię ją coraz bardziej! :D Taka szczera, prosta chłopka, że aż ciężko takowej nie darzyć sympatią!
    Wracając do wcześniejszych wydarzeń to fragment ze stawem był cudny, a szczególnie ten brak reakcji ze strony Joferka i oburzenie Idzi xD Ale z niewiadomych przyczyn kłótnie między wszelakimi postaciami zawsze mnie strasznie cieszyły i bawiły :P Parę przykładów na pewno by się znalazło...
    Ogółem zostało mi trochę naspojlerowane [hmm, hmm... ciekawe przez kogo xD], ale nawet z tymi informacjami nie było w ogóle nudno i niczego mi to nie zepsuło, więc jak masz ochotę się czymś jeszcze podzielić, albo poradzić to proszę bardzo! xD Jestem do usług! ^^
    I tak poza tym... to spokojnie możesz być z siebie zadowolona! :D Klimat w opowiadaniu jest coraz lepszy i bardziej wciągający ^^ Taki... wyrazisty!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzielić się... więcej? Chcesz więcej? Kobieto, toż to ty znasz przynajmniej pięć następnych rozdziałów tak dobrze jak ja! :D Zwyczajnie się nie da, wybacz. Ale jako spec do naweniania mnie jednym słowem na kilka tysięcy jemu podobnych, sprawdzasz się wspaniale ^^
      Coś o kłótniach między postaciami też wiem... Gwiazdeczko!
      I dziękuję bardzo za opinię ;3

      Usuń
  2. Imloth moja kochana, jesteś genialna. Idalię kocham - jest cudowna! Jofre się robi trochę dziwny, ale... o.O
    No i nie miałam racji? Mówiła Moore, mówiła, ale, jak zwykle, nikt nie słuchał! A ja od początku mówiłam, że Andrea jest zUa! I co? Nie mam racji? :D Już od początku jej nie lubiłam XD Ale trochę dziwnie zabrzmiało, kiedy Darien tak się o niej rozgadał. Mógł tylko coś tam bąknąć, że jakaś dziwna sprawa, że na wsi spokojnie... Nie wiem. Dziwnie to wyszło :D
    Imloth, no! Więcej opisów proszę! W ogóle to nie przypomina rozdziału XXL! :< Umrę z braku opisów i co będzie? Ty mnie już w jakąś chorobę wpędzasz. Ja po prostu muszę czytać Twoje opowiadanie! A, własnie... póki co błędów żadnych nie wyłapałam, skubańce jedne. Ale to nic, ja przeczytam jeszcze kilka razy, jakiś się znajdzie ;P
    No widzisz? Mam jakąś obsesję, czy coś :<
    Imloth, kochaniutka ja już się pytam najuprzejmiej: kiedy kolejny rozdział?? O,O
    Jesteś mistrzynią jeżeli chodzi o pisanie. Masz wspaniałą wyobraźnie, piszesz genialnie, skromna jesteś, jak nie wiem co, a w dodatku wciągasz mnie do swojego świata za każdym razem. Ja Cię kręcę, Im, gdzie Ty się chowałaś?
    Chyba pochodzisz z jakiejś planety cudownych pisarzy, czy jak XD
    Oki, pozdrawiam najserdeczniej, jak tylko umiem i czekam na kolejny rozdział! Ino już, bo z siebie wyjdę! :333

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też cierpię na niedobór opisów po przeczytaniu tego rozdziału, ale nie mam pojęcia, co jeszcze mogę opisać, żeby nie wyszło to tak "na siłę". Jakieś pomysły? :D
      Jofre? Dziwny? Okej. Zastanowię się, dlaczego. Bo dłubie w zębach chłopina? Coś mu się na mózgownicę rzuciło najwyraźniej, uwierz mi, też byś zaczęła świrować po takich wydarzeniach XD Nie, tak na serio, co z nim nie tak?
      Co zaś się tyczy Dariena - mi tu akurat wszystko pasuje ;> Musiał się wygadać po powrocie na stare śmieci. Aa, błędy musisz znaleźć, musisz. :D Data rozdziału następnego nie jest znana, natomiast są porządne plany.
      Bardzo mi miło, że mimo wszystkich zgrzytów czytało się przyjemnie! Aa, chowałam się w Krakowie, bez szaleństw :D Po prostu żadna polonistka nie darzyła moich wypocin specjalną sympatią i musiałam dochodzić do wszystkiego sama, humpf.

      Usuń
    2. Z pomysłami u mnie krucho ostatnio :D No, ale kiedy zobaczyłam, że rozdział XXL to omal nie podskoczyłam z radości. A tu tak króciutko... ;< :3
      A niech sobie dłubie! XD No... on niby gra, niby nie i w końcu trudno się połapać co on myśli. Człowiek-zagadka XD
      No nie widzę błędów! :< Co poradzę, że tak świetnie piszesz? No nie... teraz to mnie załatwiłaś. Jak komukolwiek nie mogło się podobać to, co piszesz? o.O :3

      Usuń
  3. Dzięki za odwiedziny na moim blogu ;) cieszę się, że Ci się spodobał. Z ciekawości spytam - jak go znalazłaś albo gdzie? ;p
    Muzyka ze wszystkich części Gothica, Stalkera chyba są dwie albo trzy, Wiedźmina tylko parę, chyba jeszcze Fallouta miałam ;p
    Ja się chowałam?! D: To się cieszę, że mnie znalazłaś XD dokładniej: w opowiadaniu mowa o: wampirach, wilkołakach, skrytobójcach, magii, popieprzonym psychicznie bogu i spedalonym królestwie XD
    do czytania zapraszam oczywiście ;p a pozwól, że ja Twój blog postaram się ogarnąć za tydzień, bo jutro mam imprezę, w poniedziałek szkoła + pinderzenie się/szykowanie, bo we wtorek wyjeżdżam i wracam w sobotę, ale nie wiem, o której, więc wiesz xD
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A znalazłam cię... w komentarzach na blogu Nicolasa Cruza (na którego to bloga trafiłam z kolei z opowiadania zaprzyjaźnionej mi Moore :D). Napisałaś tam coś o Avengersach bodajże, nie pamiętam dokładnie, ale czytałam dalej i nie mogłam po prostu nie wejść i nie zobaczyć, jakiego to bloga prowadzi ktoś o tak podobnych zamiłowaniach do moich ^^" No i oto jestem.
      Jest tam jeszcze jakiś psychicznie popieprzony bóg?! :3 Nie, nie, nie mogę tego ominąć. XD
      No ogarniaj sobie spokojnie, ogarniaj, poganiać nie będę przeca. :D I miłego-wyjazdu-dokądśtam.
      Ave!

      Usuń
    2. Jest, chyba nawet już był albo dopiero pojawi się w następnym rozdziale, nie pamiętam XD' (lol, swojej powieści nie pamiętać O.o) Lubi pić krew, torturować innych i chędożyć krzaczki (eee, to już dodałam od siebie, to nieprawda :C) Na wszystkich właściwie najchętniej reagowałbym fejspalmem i chyba jego mottem jest: "rozstrzelać w p***u wszystkich!" <333" jestem porypana XD" koniec, w drugim tomie trzeba zrobić z niego większego psychola, ale chyba nie dam rady, bo będzie go tam mniej :c za to w trzecim będzie go aż za dużo <333

      trololo, no to idę pierwej do kościoła, a potem na 'imprezę' łodpustową ;_;

      Usuń
  4. Przeczytałam. *_*
    I mam prośbę. Jak już wydasz swoją powieść, to ja koniecznie chcę egzemplarz z dedykacją. Ale naprawdę, im dłużej czytam Twoje dziełko, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że jego miejsce nie jest w blogosferze, tylko na empikowej półce. A takich komplementów nie serwuje byle komu, więc czuj się naprawdę dumna! :D
    Już sama nie wiem, co myśleć o Andrei. Z jednej strony z babką ewidentnie jest coś nie tak, ale... Kurczę, jakby chciała, by nasza wspaniała ekipka wzięła i pomarła, mogła ich zostawić, by pozamarzali i miałaby spokój.
    I gdzie Ty masz niedobór opisów? O.O W sam raz jest, nie wszędzie opisy są potrzebne. U mnie nie ma ich wcale, ale to już moja nieuleczalna przypadłość, z której wcale nie jestem dumna, kurczę. xD

    A tak w ogóle, u mnie nowy rozdział!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wpadnę jak najprędzej! :D
      Znając moje podłe życie niczego nigdy nie wydam, ale dobra, zawsze trzeba mieć nadzieję. Tak czy inaczej, nie smęcę i niezmiernie dziękuję za miłe słowa! ^^" Aż się zarumieniłam.
      Andrea to jedna wielka zagadka. Miała wyjść mi zupełnie inaczej, ale niestety nie wyszło, więc główcie się jeszcze przez chwilę, dopóki wspaniałomyślnie nie zasiądę do pisania następnego rozdziału XD
      Powiadasz, że opisów jest dość? To dobrze. Bo ostatnio mam problemy z wyśrodkowaniem sobie ich, raz daję za dużo, innym razem za mało, więc potrzebuję jakiejś zewnętrznej opinii. A u ciebie z nimi też nie jest źle! Jakby było, to bym nie czytała :3 Wiesz, jesteś jednym z... hm, dwóch? blogów, które nadrobiłam. To nie lada osiągnięcie z obu stron, bo gdyby mnie nie wciągnęło, nie tknęłabym zapewne.
      Raz jeszcze wielkie dzięki! <3

      Usuń
  5. Zapraszam do zapoznania się z oceną na era-krytyki.blogspot.com, post nr 250. Przepraszam za zwłokę.

    Ścielę się,
    Psia Gwiazda.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zygmunt wybacz, jak dzisiaj jeszcze nie skomciuję? Bo poszłam na zakupy i jestem zmęczony w 4 choie, i po prostu padam na ryj XD :C

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Konrad, kiedykolwiek skomentujesz, będzie wspaniale <3 Coś fajnego chociaż kupiłaś? :D

      Usuń
    2. A no wzięłam i kupiłam se płaszcza, nie XD piękny <3

      Usuń
  7. Dobra, kurwa, jestem! Oko mnie napierdala jak dzik w krzaki, krew z nosa mi cieknie, wyglądam jakbym wróciła dopiero co z wojny, ale jestem i żyjem. Hehe, chociaż żałuję, że do szkoły nie poszłam, bo dzisiaj focie klasowe i chuj, nie będzie mnie na nich, ale walić, już miałam rok temu, a teraz i tak bym nie kupiła, bo nie będę kupować co rok tego gówna, skoro i tak te same gnoje będą też później, ech! Ciężkie jest życie drugoklasisty, który nosi soczewki ;___;
    Rozdział przeczytany już dafffno, daffno temu, za górami i lasami.
    Gofer jak zawsze podjarany i ma urojenia. Pewnie masturbował się, wyobraził sobie jęki, przyśpieszył z ręką, a teraz udaje detektywa, że niby coś mu jęczy i stęka. Jaaaasne, Ty nie jesteś taki dobry w łóżku jakbyś chciał, mości książe
    Ale te rozmówki pary krulefskiej coraz bardziej mi się podobajo, wiesz?! No bo i jakoś przyjemniej jest, i weselej, i Gofer taka cipcia-kupcia nie jest co by tylko jęczał, stękał i gryzł paznokcie u stóp. Znaczy, nie byłam świadkiem, ale to tylko moje podejrzenia po W11. I Idusia udaje cyganeczkę! Hura, ale niestety… nie wyszło. A szkoda, bo przecież mogła dojebać taką wróżbę, że chińczyki w chinach by się wzięły i zarumieniły, ale nieee!
    Chociaż zauważyłam, że takie trochę za nowoczesne słownictwo mi tutaj, dziewczę, prezentujesz. W sensie, że z tym braniem na klatę. Nie wątpię, że Idusia to jak raz weźmie, to nie puści, ale tak nie wypada, moje drogie dziewczę, mój drogi Zygmuncie z Krakowa. Kurcze, paczaj jaki masz ładny tytuł C: Nie dzienkuj, nie dzienkuj, ja tu tylko sprzontam C:
    Hihi, Gofer kucnął przy Idzi. Nie wiem czemu, ale to jakoś tak słodko zabrzmiało. W ogóle, on jest taki słodki i megaśny, że nie wiem jak można go nie lubić. Oczywiście, nikt mi Teofila nie zastąpi, bo to najlepsza pierdoła świata i normalnie kocham go skrycie(takie tam, nekrofilskie wyznania), ale Gofer też dobraśny! Kurczę, ech, ja chcę takiego u siebie C: Wiem, że to kutofil-pedofil, ale kochaaaany C:
    Jak możesz Ty kłamczucho-cipucho (co ja odpierdalam dzisiaj z tymi przezwiskami), że nie mówisz mu wszystkiego, no! Ty, ty, IDALIO! UUUUU, spruta jak chuj!
    I MARIAN SIĘ OBUDZIŁ! O, jak się cieszę! Jeju, Reyuś to taki skarbek, no. Ja chcę go mieć za mężą, taki cudowny, opiekuńczy, miĘSki , odważny, sprytny, inteligentny, twardy i w ogóle taki, eeeech, biorę i się rozpływam nad jego, hmm, nad czym ja się w sumie rozpływam, bo nie wiem :C Ale wiesz co? Ja myślałam, że się bardziej ucieszy. Nie musi od razu tańczyć salsy lewą stopą, ale jakoś tak.. No kurczę, mógł coś zrobić, wzruszyć się, a on jak po kacu „Maria, wreszcie, ktoś musi odkurzyć” ;____; Ale dalsza rozmowa to już mnie zadowoliła i powiem Ci, że mi się podobała!
    Ech, Marian, Marian, jak ja Cię lubię! To taka fajna, swojska dziewczyna, odważna, szprytna, czfana i w ogóle, tylko uwielbiać jej występy! Uch, nawet nie wiesz jak się cieszę, że ją w końcu dałaś tutaj!
    Wspomnienie Marii i ogólna późniejsza wymiana zdań – po prostu arcydzieło! Nie dość, że tyle informacji i skojarzeń Marii, która pokazała, że nie taka z niej zwykła i prosta dziewucha, a spryt i główkę posiada! Podoba mi się strasznie to, że na zmarłą księżniczkę ktoś się „uwziął”. Wszystko musiało być zaplanowane od początku, a to jeszcze bardziej mnie intryguje. Co się dzieje, dlaczego, po co, jaki jest głębszy sens tego wszystkiego i oczywiście – jak wiele to ma wspólnego z Ostią? Bo nie wątpię, że Gofer jest w jeszcze większym zagrożeniu niż był. Poza tym, jeśli ta fałszywka faktycznie ma coś wspólnego ze śmiercią prawdziwej Andrei (o ile ta umarła) to może właśnie dlatego wzięła jej ciało? By, no nie wiem, podrobić te znamię? Ale znowu jakim cudem nie ma informacji o tym, że ona faktycznie umarła. Czyżby jakieś sekrety władzy? Przypomniało mi się też to: jak to się stało, że Idalia została poetką, skoro była księżniczką? Jej państwo się rozpadło albo coś? Już nie tak dobrze kojarzę, bo chyba rok temu czytałam pierwsze rozdziały. Nie no, pewnie mniej, ale nie o to chodzi XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tyle sekretów, ach, uwielbiam Cię! Nie mogę się doczekać następnego rozdziału, bo zapewne będzie bajecznie cudowny, tajemniczy, a i jeszcze będzie więcej emocji – nie szkodzi, mi się podoba. Wiesz co jeszcze lubię? Tutaj nie ma wątków miłosnych! To dobre, i to bardzo, ale jak sobie pomyślę, że coś może zaistnieć między Reyem, a Marią albo Gofrem i Idką – cudownie i tylko czekam na to! Aacch, jak ja bym chciała już takie coś, błaaagam, daj kiedyś, daj! C:
      Dobra kończe, mam nadzieję,że nie zawiodłam moim komciem, hiehiehie XD


      jebany blogspot, musiałam dzielic ;____; :C

      Usuń
    2. Co do przeszłości Idki, to zaraz was popytam, co lepsze, bo nie mogę się zdecydować. Mam gotowy materiał i chyba go wplotę jako zakątki, bo do prawdziwego wyjaśnienia musielibyście czekać do drugiej części :P Znaczy się, "tomu".
      Sekrety Andrejci wyjaśnię w następnym rozdziale, spokojnie. :> Nie będę dłużej nikogo trzymać w niepewności co do tego, czy ona jest tą Lejdi Bicz, czy nie.
      "Ja myślałam, że się bardziej ucieszy. Nie musi od razu tańczyć salsy lewą stopą, ale jakoś tak." XDD Kobieto, you made my day. Reynevan za mdły? Okej, dopisać do listy, co by zmienić u tego Ideału. Wiesz co, tak patrzę na początek i końcówkę twego komentarza i dochodzę do wniosku, że jesteś najbardziej niezrównoważoną osobą, jaką znam. :D Przeczyta ktoś początek "Okej, jakaś pokemoni@sta nastolata", idzie dalej, nic się nie zmienia, dociera do końcówki i "Boże, ona jednak umie normalnie mówić!". Wielbię cię za to. :3
      W ogóle nie rozumiem, czemu Marynia cieszy się taką małą popularnością, toż to wspaniałe dziewczę jest! A za Teofilem to i ja tęsknię, ostatnio dopisywałam sielankowy fragment do któregoś z pierwszych rozdziałów i się kurde wzruszyłam :< Ale może dobrze, że umarł, bo bym z niego jeszcze większego debila zrobiła, i co by było? A tak to czekajcie na Bronię, Siemczyka&Familię oraz Danfuska. Ja już ich wszystkich kocham, bo wreszcie wprowadzą jakikolwiek humorystyczny wątek. Teraz to ni ma kto, chyba że Gofrowi coś odwala.

      Usuń
    3. Boooziu! Zakątki z Idzisławem, grejfiutowo <3 Nic mi nie wpada do mojej brudnej głowy, jak ona mogłaby się znaleźć w innym świecie. Znaczy, będzie w tym samym świecie, bo przecież nie umiem popierdalać po różnych światach, ale chodzi o to, że raz jest księżniczką, a raz gra rocka na woodstocku :<
      Pewnie się okaże, że Andrzej nie jest człowiekiem tylko grzybem ze swojego magicznego lasu. Kurwa, wiedziałam :c
      Przepraszam, ale każdy mówi, że jestm pierdolnięta i zawsze wszystko to ja. To ta twarz i moje nazwisko zrujnowały mi życie. Moore do mnie, żebym pisała fraszki, bo mam talent do pisania śmiesznych rzeczy. Śmiesznych? Dla mnie to jest chore XD
      No bo Marian to swój chłop, czy tam baba :D Weź tu takiej swojskiej dziołchy nie lub. Ej, w ogóle, znasz kogoś na blogosferze co jest ze ślunska? Bo oni nie umiejo pisać, brudasy jedne (mam tam rodzine,ale nie umiejo czytać i tak :))
      ŁIII! Ej, a co to będzie, jakaś gruba wędrujących makaroniarzy? :D hehehhe, tanie GOFRY, sprzedajemy tanie GODRY! wielkie krejzi, krejzi, oemdżi C:
      Posdtrafffiam i idę się spokemonować do końca. Ale nie jestem bląąąd. Jestem ciemnym broooonzemm, bo wziełam i kupiałm farbe, i sobie wzięłam i farbęłam, co niee?!
      Postrafiam najserdeczniej, bo jestem tylko sprzontaczkom

      Usuń
    4. Ja jebie, kiedy ja to napisałam? A no takk, przed chwilą. nie kontroluję swoich wycieków, mam nadzieję, że pozostanę anonimowa

      Usuń
    5. cholera, nie pozostałam anonimowa

      Usuń
    6. SHAUU.
      Nie wiem, ja po prostu nie wiem. XDD

      Usuń
  8. Odpowiedzi
    1. Dziękuję za informację, wpadnę jak najszybciej :3

      Usuń